Atak zimy w Atenach

 Hu hu ha, hu hu ha, nasza zima zła. 

Ateńska może nie taka zła, ale na tyle nieprzewidywalna, że paraliżuje w pewnym stopniu nasze życie. Komunikacja miejska staje, zostają zasypane i auta i drogi a dojazd do pracy staje się w wielu przypadkach niemożliwy. Człowiek otrzymuje więc dzień wolny i stara się go jak najlepiej wykorzystać na przykład na lepieniu bałwana, tworzeniu orłów w śniegu czy wojnę na śnieżki. 



To był początek tygodnia. Wtorek. I szczerze stwierdzam, że nie spodziewałam się takiego zaskoczenia. Pani Zima tak posypała śniegiem, że całe Ateny, i nie tylko one, pokryły się białym kocem. Półprzytomna wstałam o godzinie siódmej rano. Łyk kawy i po chwili zostaję oświecona. Otworzyłam okno balkonowe i wybałuszyłam swoje oczęta. Nawet wypowiedziałam swoje ulubione niemagiczne słowo. Kiedy zobaczyłam ateński śnieg moja radość rosła z minuty na minutę. Opady śniegu robiły się coraz bardziej gęste. Tak napadało, że posadzka balkonowa pokryła się częściowo białą kołderką. Otrzeźwiałam natychmiast, kawa okazała się w tym momencie już zbędna.



 Minęła godzina, dwie i pomyślałam o wieczornej pracy. Jak my tam dojedziemy? To znaczy ja i moje współpracowniczki? Trzeba było wykonać "telefon do przyjaciela". Po jakimś czasie uzyskałam odpowiedź. Z uwagi na zaistniałe warunki pogodowe, ofiarowano Nam dzień wolny. Nie było takiej opcji, żeby dostać się do firmy. Transport publiczny został praktycznie całkowicie uziemiony. Nic, ale to prawie nic nie jeździło. Ucieszona i uśmiechnięta od ucha do ucha powiadomiłam swoje koleżanki, że możemy dziś lepić bałwany przez cały dzień. Niestety moja euforia nie spotkała się z oczekiwanym odzewem. Zaproszone na spacer nie skorzystały. No trudno. Szkoda. A pójdę sobie sama. W końcu Zosia Samosia czasem na mnie wołają.



Zaznaczę, że takie zjawisko atmosferyczne jak obfite opady śniegu można w Atenach spotkać niezwykle rzadko, czyli raz na ruski rok, i utrzymują się one zaledwie jeden dzień. Już następnego poranka jest zazwyczaj po ptakach lub ptokach jak kto woli. Także z determinowana i pełna zapału najpierw ulepiłam sobie balkonowego bałwanka, później się cieplutko ubrałam i wyszłam. Pal licho z Wami wszystkimi, ja tam będę w tym dniu dobrze się bawić. I tak rzeczywiście było. 



Jako osoba, która nie lubi ani zimy ani śniegu, wręcz nie znosi tych atrybutów tej zimowej pory roku, sama byłam zaskoczona faktem, że cieszyłam się jak dziecko na tą zaistniałą sytuację. Dodatkowo, spacerując po okolicy, zachwyt ludzi na widok takiej ilości śniegu nastrajał mnie pozytywnie. Było tak jak miało być. Kiedy spotkałam pierwszego malutkiego bałwanka, który siedział na ławeczce, postanowiłam, że pobawię się trochę w detektywa. Poszukam najpiękniejszego ateńskiego śniegowego ludka. Jaki był rezultat końcowy? Czytajcie do końca. 



Idąc oprószonymi białymi chodnikami krajobraz był niesamowity. Pierwsze skojarzenie jakie mi przyszło do głowy to bajka o Królowej Śniegu. Gołe oszronione drzewa wyglądały zjawiskowo podobnie jak w przytoczonej książeczce dla dzieci.



Gałęzie z pomarańczami uginały się pod ciężarem śniegu i wyglądały tak uroczo, że nie można było oderwać od nich wzroku.



 Wielu mieszkańców Aten w tym dniu nie pojechało do pracy, nawet Ci, którzy posiadają auta. Ich pojazdy zostały częściowo zasypane, a nawet zdarzyło się, że jakieś konary drzew na nie pospadały. Momentalnie ulice stały się prawie puste.




 Śnieg pokrył wszystko: kościoły, pomniki, zabytki, ławki, budynki i również i Nas. 






Miło mi było podczas tej przechadzki podglądać też właścicieli kafeterii, którzy robili swojego bałwanka wręczając mu dodatkowo grecką flagę. Bałwanki jednak tego dnia można było spotkać na każdym kroku - na samochodach, przy blokach czy w skromnych parkach. Budowane wszędzie i przez wszystkich. Zarówno młode pokolenie jak i starsze miało dużą frajdę podczas tych śniegowych zabaw. Szczególnie popularną rozrywką była wojna na śnieżki. 





Cały czas spacerując po sąsiedniej dzielnicy z nieba spadały płatki śniegu, coraz mocniej i coraz większe. Moje drugie oczęta, czyli okulary, były tak mokre, że moja widoczność spadła niemalże do zera i trzeba było je nadzwyczajnie zdjąć. Momentami czułam się jak w jakieś wiosce, w której przez prawie cały rok panuje antarktyczna pogoda. Przypomniałam sobie nawet sceny filmowe z saniami ciągniętymi przez psy haski i ich właściciela opatulonego od stóp do głów, walczącego podczas saneczkowej wycieczki z zamieciami śnieżnymi. Można powiedzieć, że i mi się przytrafiło walczyć z takimi podobnymi zamieciami tylko trochę o mniejszych rozmiarach, szczególnie wtedy, gdy prawie doszłam do celu swojego spaceru. A był nim Park Veikou na Galatsi. Kto zna te obszary ten przytaknie, że tak rzeczywiście mogło być. Niestety. Tu przytrafił mi się wielki gong. Park został zamknięty, ale nie z powodu śniegu tylko winowajcą tej sytuacji obarcza się Covid-19. 



Ktoś z góry stwierdził, że podczas lockdown i panującej pandemii za dużo osób tutaj przybywa. Nie mnie to oceniać, ale moim zdaniem trochę to nietrafione uzasadnienie. Wystarczyło wprowadzić pewien limit osób tam przebywających, tak jak robi się to w supermarketach, i byłoby po sprawie. Ale to tak na marginesie. 

No nic. Z małym smutkiem zawróciłam. Czas w takim razie na powrót do domku i na ciepły barszczyk. Jeszcze tylko kilka fotek bałwanków i innych krajobrazowych zimowych ujęć.





Wspaniale było tak spędzić dzień. Długo będę go pamiętać i miło wspominać. Bo śnieg w Atenach często nie sypie. Także ja swoje Carpe Diem wykorzystałam.



A co z konkursem na tego najpiękniejszego? Otóż było kilka godnych kandydatów, lecz moim zdaniem, jak i kilku moich znajomych, zdecydowanie wygrał bałwan z maseczką. On jako jedyny idealnie się w topił w obecne pandemiczne czasy.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

KAMENA VOURLA I GRECKIE SESZELE, CZYLI LICHADONISIA

Wiszące klasztory na Meteorach

Muzeum Biżuterii w Atenach

Bajkowa wyspa Spetses, i kim była Bouboulina?

Jedyny taki park w Atenach – «Andonis Tritsis» Metropolitan Park