Salamina - wyspa nie dla każdego


Kiedyś przeczytałam na jednym z polskich blogów, że na Salaminę nie warto raczej jechać. Czy zgadzam się z tą opinią? Niezupełnie. 


Moja przygoda z wyspą była troszkę pod górkę. Poznawanie jej przeze mnie polegało na przemierzaniu kilometrów na nogach. Nie ukrywam, że samochód, motor lub ewentualnie rower dałby mi zdecydowanie większe możliwości w zwiedzeniu wyspy. Postarałam się jednak, aby wszystko to, co było możliwe do zobaczenia w moim zakresie, skoncentrowane było w miarę blisko siebie. Choć przyznam szczerze, że nie było to łatwe zadanie. Po drodze udało mi się znaleźć kilka fajnych miejscóweczek, które nawet były w moim guście.

Ale zacznijmy od samego początku.

Uwierzycie, że prom na Salaminę kosztuje tylko 1e? Ja uwierzyłam, gdy kupowałam bilet. Aby dostać się na wyspę z Aten, polecam wybrać prom nie z Pireusu lecz z Peramy. Dojeżdża tam autobus miejski B18 lub Γ18 z Omonii i, pomimo że, podróż trwa niecałą godzinę, to na samą Salaminę statek, mały czy duży, płynie zaledwie kwadrans.


Miejscowość Paloukia to moja baza początkowa na wyspie. Niedaleko portu znajduje się min. super market, piekarnie i Cafe bar. Brakowało mi tylko jednego sklepu, sklepu z pamiątkami. I pomimo moich usilnych poszukiwań, nie natrafiłam na żaden. Nawet w pobliskim kiosku nie było ani kartek ani magnesów, które mogłyby mi przywoływać wspomnienia o tej wyspie. Salamina bowiem nie należy do tzw. wysp turystycznych, również przybyszom ciężko jest znaleźć nocleg nawet na jedną noc. Wprawdzie jest kilka wartych odwiedzenia turystycznych punktów, jednak nie spodziewajcie się w nich nie wiadomo jakich tłumów.


Przy porcie znajduje się przystanek autobusowy Ktel-u, który zawiezie Was do różnych miejscowości i plaż na wyspie. W kasie biletowej możemy otrzymać rozkład jazdy i kupić oczywiście bilety. Bardzo ważna informacja - pamiętajcie, aby zakupić także bilet powrotny do portu, bo u kierowcy raczej tego nie zrobicie. 


Jedną z głównych ulic na wyspie jest ulica Salaminos. Idąc nią nie spodziewałam się, że zaprowadzi mnie do tak przepięknego miejsca. Widok zapierał dech w piersiach. Połączenie czysto błękitnego morza i gór, zawsze wprowadza mnie w zachwyt. Mogłam sobie usiąść na ławeczce w cieniu, marzyć i podziwiać ten krajobraz godzinami. Niestety miałam tylko jeden dzień na zwiedzanie wyspy i musiałam wkrótce się pożegnać z tak wspaniałym żywym obrazkiem.


Zanim jednak dotarłam do tego cudownego miejsca w dzielnicy Agios Nikolas, na swojej drodze miałam okazję natknąć się min. na pomnik Salaminskiego wojownika, mały porcik z łódkami rybackim z rybnym targiem oraz kościół Agios Nikolaos, który mieści się na rozwidleniu dróg w wyżej wymienionej dzielnicy.




Muzeum Archeologiczne było moim kolejnym przystankiem. Jednym może się wydawać, że tego typu Muzea są takie same i niczym one się tak naprawdę nie różnią. Dla mnie, są uroczę, szczególnie kiedy są niewielkich rozmiarów a ich kolekcje ograniczają się do dwóch, trzech pomieszczeń i małego patio. Nie spiesząc się, szukałam różnic między garnuszkami i dzbanuszkami. Chyba lubię te archeologiczne klimaty. :)




No a potem to się dopiero zaczęło. ;)
Postanowiłam sobie zafundować małą wycieczkę do Teatru Epidawrous. Droga była łatwa, lecz długa, lekko górzysta i bez jakiegokolwiek cienia. W każdym razie słoneczko nie dawało o sobie zapomnieć. Zaopatrzyłam się tak więc w wodę i wyruszyłam w zdobywaniu kolejnej atrakcji. Kiedy dotarłam na miejsce nie wiedziałam czy mam płakać czy się śmiać. Bowiem nie wzięłam poprawki na to, że Teatr dość, że był zamknięty, to jakoś tak dziwnie ogrodzony, że nie dałam rady zobaczyć go nawet z daleka. No cóż, wspinaczkę za to wynagrodziły mi prześliczne widoki z wiatrakiem, morzem, górami i zielenią w tle. I wiecie co?  - nawet nie myślałam, że wyspa jest tak zielona!!!


Moim ostatnim punktem wycieczki była plaża Hot Beach. To najbliższa plaża jaką udało mi się znaleźć na mapie "wujka Google". Tylko godzinka dwadzieścia na nóżkach. 


Idąc w jej kierunku minęłam Urząd Grecki, w którym znajduje się Muzeum Ludowe i Historyczne.


Kiedy mój końcowy celu został osiągnięty, stwierdziłam, że to całkiem przyjemna plaża. Fantastycznie było odpoczywać po takim spacerku. Niestety minuty mijały bardzo szybko i trzeba było się pomału zbierać. Czekała mnie jeszcze droga powrotna do portu. Jednak jak tylko wyszłam na ulicę, oczom własnym nie wierzyłam. Krzyknęłam coś w stylu: "O kurza twarz" i dałam susa czym prędzej. Albowiem na przystanek autobusowy podjechał właśnie autobus Ktel-u, do którego wsiadali pasażerowie. I pomimo, że nie posiadałam biletu, dobry pan kierowca zlitował się nade mną i pozwolił mi wsiąść do autobusu. I w ten o to sposób zamiast drylować godzinę i czterdzieści minut do portu, transport publiczny zawiózł mnie tam w niecałe 20 minut :). 

Tak spędziłam dzień na Salaminie. Może nie jest to wyspa dla każdego, może nie wszystkich zachwyci, ale co niektórzy, jeśli szukają to, na pewno znajdą tu coś dla siebie.



Jeśli chcielibyście dowiedzieć się dużo więcej o Salaminie, min. o historii, atrakcjach, plażach czy też potrzebujecie praktycznych informacji, odsyłam do poniższych linków w języku angielskim.:

Linki:



 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

KAMENA VOURLA I GRECKIE SESZELE, CZYLI LICHADONISIA

Wiszące klasztory na Meteorach

Muzeum Biżuterii w Atenach

Bajkowa wyspa Spetses, i kim była Bouboulina?

Jedyny taki park w Atenach – «Andonis Tritsis» Metropolitan Park